Parę słów o mnie.
Myślę, że przed rozpoczęciem dodawania codziennych bilansów i innych rzeczy, warto opowiedzieć coś o sobie. W końcu lepiej czyta się bloga osoby, o której cokolwiek się wie. :)
Zacznę od początku...
Jako mała dziewczynka miałam problemy ze zdrowiem. Nie chciałam nic jeść. Sama nie wiem, z czego to wynikało. Zastanawia mnie to, niestety z tego co wiem, lekarze nie potrafili podać przyczyny.
Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem, fascynowało mnie wszystko wokół, a jedzenie było koniecznością, która tylko przerywała mi ciągłe poznawanie otoczenia. Nie lubiłam nawet słodyczy. Przecież każdy dzieciak kocha słodycze, a ja byłam wyjątkiem. Niejedzenie odbiło się na moim zdrowiu. Bardzo często chorowałam, byłam nieodporna, miałam problemy z krwią, ogólnie było źle. Trafiłam do szpitala. Miałam 6-7 lat. Pamiętam, jak mnie usypiali. I jak włożyli mi wenflon, a ja bardzo tego nie chciałam, dlatego z nudów bawiłam się nim i go rozwaliłam. Rodzice patrzyli wtedy, jak bawię się tym wenflonem, ja nie zdając sobie z niczego sprawy się cieszyłam, a oni patrzyli z przerażeniem, pamiętam ich miny. Musieli przeżywać koszmar.
Rodzina z troski chciała mi pomóc, ale nieświadomie zrobiła mi chyba jeszcze gorszą krzywdę. Bo wmuszali we mnie jedzenie, tony żarcia. Po jakimś czasie się przełamałam do jedzenia, zaczęłam normalnie jeść. Niestety, nie było to zdrowe jedzenie. Wiadomo, jaka jest polska, tłusta, ciężkostrawna kuchnia, a do tego tony słodyczy, bo przecież "każde dziecko je słodycze i jest zdrowe"... Podczas złego odżywiania moje wyniki badań wcale nie były lepsze! Ale oni byli spokojni, bo przytyłam.
Odkąd pamiętam, nigdy się sobie nie podobałam. Już od przedszkola nie lubiłam swojej osoby, bo nie byłam tak aktywna jak inne dzieci i często nie potrafiłam się dopasować do reszty. Wolałam spokój i ciszę.
A swoim wyglądem zaczęłam się interesować - jak to dziecko zwykle - czyli 4/5 klasa podstawówki. Nie podobało mi się to, że jestem gruba, brzydka, po prostu rzygać mi się chciało, jak patrzyłam w lustro, a im więcej lat miałam, tym bardziej się siebie brzydziłam. Ale nie zdawałam sobie sprawy, że to przez te cholerne, tłuste obiadki i słodycze jestem gruba, przecież od dziecka mi wmawiano, że to jest dobre, że mam jeść wszystko itd.
Najgorszym nawykiem było niejedzenie śniadań, za to obżeranie się na noc. Potrafiłam pochłonąć dziennie kilka czekolad, batoników i nie wiadomo, czego jeszcze.
Musiałam mieć super dobrą przemianę materii, że teoretycznie nigdy nie byłam otyła. Ale przecież to tylko cyferki, głupie przedziały, ja wiedziałam, co widzę w lustrze.
Przyszedł czas, kiedy zaczęłam nad sobą pracować. Zaczęłam o siebie dbać, o swoje włosy, paznokcie, cerę - pozbyłam się trądziku. Cieszyło mnie to. Ważne było dla mnie też kształcenie się intelektualne. Denerwował mnie mój ubogi zasób słownictwa. Trudno, żeby dzieciak w 1 gimnazjum był inteligentny, ale ja chciałam być lepsza od innych, zawsze byłam "dojrzalsza". Dużo czytałam, dużo się wypowiadałam m.in. w internecie i rzeczywiście po pewnym czasie było o wiele lepiej.
Nawet czasami sobie myślę, że brakuje mi tego zapału z dawnych lat..
Sporo wówczas przeszłam, ogrom problemów musiałam dusić w sobie i sama rozwiązywać. Był nawet czas, w którym chciałam się zabić, ponieważ już sobie nie radziłam.
Dzięki temu wszystkiemu ukształtował mi się charakter. Stałam się silna i niezależna od nikogo. Nauczyłam się życia w samotności.
Kiedy już czułam się mocna z charakteru, znów doszedł wygląd.
Widziałam, jak wyglądają inne dziewczyny, a jaką tłustą świnią ja jestem. Czułam się gorsza. Chciałam być szczupła, ładna, a nie szkaradna. Miałam siebie dosyć, nie mogłam na siebie już patrzeć. Szczytem wszystkiego było pobicie się po własnym ciele. Nawet pocięłam ten tłuszcz parę razy. Byłam sfrustrowana. Nie mogłam tak tego zostawić.
Na początku zaczęło się banalnie. Nie jadłam kolacji, wieczorami pijałam jedynie herbatę, a zamiast słodyczy, kiedy miałam ochotę na coś słodkiego, jadłam owoce. Trwało to dosyć długo, wtedy moja waga może nie spadała, ale utrzymywała się i nie tyłam.
Później stwierdziłam, że utrzymanie wagi nie wystarczy, ja przecież nie chciałam jej utrzymać, a schudnąć.
Z początku nie szło mi dobrze, ponieważ wciąż podjadałam słodycze, posiłki nie były zdrowe, lekkie, ani regularne. Jeszcze daleka droga była przede mną. Jednak już zaczęłam pracować nad drobiazgami typu niesłodzenie herbaty, niesmarowanie kromek masłem, zamienienie pieczywa pszennego na zdrowsze itd. I z czasem nauczyłam się wszystkiego, do wszystkiego doszłam. Lepiej poznałam swoje ciało. Jeżeli chodzi o kaloryczność - z początku było 2000 kcal. Następnie pomyślałam sobie, że skoro daje rade na 2000, a nawet jest mi ciężko do tego limitu dojść, to mogę jeść mniej. Skoro mogę 2000, mogę też 1800, skoro mogę 1800, mogę też 1700, i tak leciały mi te bilanse w dół.. To była dla mnie sprawa "honoru", chciałam być silna, udowodnić sobie, że dam radę, a każda kaloria mniej sprawiała mi radość. Najdłużej jadłam 1500 kalorii.
Później jeszcze mniej, i mniej. Najmniej jadałam po 400. Zawsze było tak, że od tego, ile mam minimalnie zjeść, jeszcze sobie odejmowałam. Czułam się lepsza i silniejsza.
Chciałam Wam opisać od początku, jak było z moim odchudzaniem i postrzeganiem samej siebie, ponieważ ciekawią mnie historie innych, może kogoś zaciekawi i moja..
Kiedyś myślałam, że jestem "fit", bo dieta, bo ćwiczenia. Teraz już siebie nie oszukuje.
Nie do końca świadomie się w to wszystko wpakowałam. Dotarło to do mnie wtedy, kiedy straciłam miesiączkę i zauważyłam u siebie niedobory witamin.
Jak jest teraz?
Codziennie liczę kalorie, ustalam sobie co zjem następnego dnia. Dzień bez ćwiczeń jest stracony.
Po każdym posiłku pojawiają się wyrzuty sumienia. Rzadko zdarza się, że ich nie ma, musiałabym zjeść coś bardzo zdrowego i niskokalorycznego. Ciągle mam w głowie "im mniej zjesz, tym lepiej". Tysiące męczących myśli mnie nęka.
Nie potrafię przestać się odchudzać.
Ale to dobrze, zasługuje na to, bo jestem grubaską.
Widzę siebie jako grubą świnie. Wstrętna, gruba locha.. Mam dosyć swojego ciała.
Inni są piękni, chudzi, ja też muszę. I będę!
Nie mogę patrzeć na to sadło! Potrzebuję Waszej obecności, pomocy, motywacji..
Pozdrawiam.. ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz